fbpx ...

Osadnictwo olenderskie i niemieckie na Mazowszu – schyłek różnorodności. 

Przed drugą wojną światową społeczeństwo polskie i niemieckie na ziemiach mazowieckich było już mocno przemieszane i zasymilowane.  Na porządku dziennym były mieszane małżeństwa, dzieci uczęszczały do wspólnej szkoły.  Ta jednak nie była wolna od wzajemnych szyderstw i kpin z sąsiadów. Jasny był podział na ewangelików i katolików. Mimo to współpraca i układy we wsiach nadwiślańskich funkcjonowały bardzo dobrze aż do momentu pojawienia się Adolfa Hitlera w niemieckiej polityce. 

W Prusach wschodnich 80% mieszkańców było farmerami. W latach 30-tych, z powodu złej sytuacji ekonomicznej, zaczęli oni tracić swoje gospodarstwa. Kiedy Hitler doszedł do władzy sytuacja znacznie się poprawiła. 

Tak wiec propaganda i polityka Hitlera w wielu obywatelach polskich pochodzenia niemieckiego obudziła w tamtych czasach ambicje „panów świata”. 

Część mennocickich wiernych widziała w planie nazistów wizję boskiego przeznaczenia. Wśród osadników zaczęła formować się struktura terenowa, która w czasie wojny działała jako piątą kolumnę. Uważa się, że ludność niemieckojęzyczna działa jako szpiedzy i pomagała napastnikowi.  Znane są opowieści o wywieszaniu białego prania przez kobiety olenderskie. Uważa się, że w ten sposób informowały pilotów bombowców, że ten dom zamieszkany jest  przez Niemców i unikały bombardowania. 

Z kolei 7 września 1939, po zbombardowaniu twierdzy Modlin, Polacy rozstrzelali Rudolfa Bartel, przed członkami swojej wspólnoty. Kilka dni później aresztowano wszystkich mężczyzn wspólnoty mennonickiej i osadzono ich w twierdzy rzeskiej. 

17 września 1939r Niemcy, po wygranej bitwie nad Bzurą, wkroczyli do Kazunia. Ich polityka polegała na dobrym traktowaniu zwykłych ludzi i jeńców. Przynieśli ze sobą herbatniki i czekoladę. Zamierzali wkupić się w łaski ludności i zbuntować szeregowych żołnierzy przeciw kadrze oficerskiej. Teorię ta popiera w swoje książce „Kamienne Zegary” Apoloniusz Zawilski, uczestnik bitwy nad Bzurą i pacjent szpitala w Laskach. Plan ten częściowo nazistom się udał. Jednak późniejsze wysiedlenia, morderstwa, grabieże i eksterminacja całych grup społecznych i sprawiła, że ludność polska zrewidowała  poglądy i stanowisko. 

W czasie wojny wielu osadników zapisało się na Volkslistę i stało Volksdeutschami, legitymującymi się niebieskimi paszportami. Osoby zapisane na tę listę posiadały różne przywileje. Mogły np. pełnić stanowiska kierownicze w administracji, otrzymywały dodatkowe wsparcie finansowe i materialne. W czasie wojny we wsi Śladów i Famułki Królewskie tylko niemieckie dzieci mogły chodzić do szkoły. Mimo to w  wioskach przyległych do Puszczy Kampinoskiej sytuacja osadników niemieckich była nieco gorsza. Partyzanci polscy, chroniący się w tych lasach, nękali ich. Znane są przypadki, kiedy gospodarzom zabito wszystkie świnie lub ukradziono krowę. 

Znane są losy oddziału Adolfa Plicha, pseudonim „Góra”, „Dolina” i jego oddziału. Kiedy przybył do Puszczy Kampinoskiej odział Plicha liczył około 900 os. i był dobrze uzbrojony. Dla wroga, znającego słabo teren leśny, partyzanci byli praktycznie nie do uchwycenia. Dlatego naziści nie lubili pracy w ostępach puszczy i czuli się tu niepewnie. 

Naziści ustanowili granicę między III Rzeszą a Generalną Gubernią na kanale Łasica, biegnącym przez środek Puszczy Kampinoskiej. Dla wielu Polaków taki układ był bardzo korzystny i pozwolił im przetrwać czas wojny. W kampinoskich wsiach kwitł handel, przemyt i szmugiel. Tak ten okres wspomina jeden z mieszkańców wsi Famułki Królewskie pan Ryszard Wieczorek „Jak miałem 9 lat szmuglowałem już przez granicę. U nas była bieda, krowę zabili Niemcy, dom się spalił, a tatusia rozstrzelali. Było nas czworo”

Koloniści bez wątpienia wykorzystywali swoje dobre położenie, ale byli też tacy, którzy pomagali swym polskim sąsiadom. 

W 1945 Naziści przegrali wojnę i karta się odwróciła. Społeczeństwo polskie rozpoczęło odwet na wrogu i swych niemieckich sąsiadach. Osoby wpisane na Volkslistę zostały uznane za wrogów, co zapoczątkowało masową ich ewakuację. Część kolonistów zdecydowała się jednak pozostać w Polsce, a inni, mimo udziału w konwojach ewakuacyjnych, wracali do swoich domów. Pod koniec wojny na wsiach nadwiślańskich pozostali głównie inwalidzi, kobiety, osoby starsze oraz dzieci.

W trakcie ewakuacji koloniści często, z własnych gospodarstw, zabierali ze sobą pracowników przymusowych i dobytek. Mimo to nie wszystkim udało się dotrzeć do punktów ewakuacyjnych – wiele grup zostało zatrzymanych przez wojska rosyjskie lub zablokowanych przez sprzęt wojskowy na drogach. Zniszczenie jedynej przeprawy przez Wisłę, łączącej Secymin z Czerwińskiem, dodatkowo utrudniło ucieczkę. Trasa ewakuacji była niezwykle wymagająca, często wiązała się z 70-kilometrowym marszem w ekstremalnych warunkach pogodowych – od mrozu dochodzącego do -30 stopni i śnieżyc po palący upał. Dodatkowo niemieckie pociągi ewakuacyjne były narażone na ostrzał ze strony Rosjan.

Szacuje się, że w 1945 roku na terenie Polski pozostało jedynie około 200 mennonitów z ponad 6 tysięcy, którzy przed wojną zamieszkiwali ziemie polskie.

Dawnych osadników niemieckich, którzy nie zdążyli się ewakuować wtrącono do prowizorycznych obozów lub dawnych obozów nazistowskich. Miejsce oraz czas przetrzymywania dla osadzonego był nieznany. W obozie w Leoncinie prowadzone były też przesłuchania, które według relacji świadków kończyły się często śmiercią więźnia. Wielu folksdojczów pracowało w tym czasie przy odgruzowywaniu Warszawy.

Dzikie obozy funkcjonowały do początku 1946 roku. Potem starano się je likwidować, a więzionych tam Volksdeutschów deportować do Niemiec lub przenosić do innych obozów podległych departamentowi więziennictwa, np. do więzienia w Gostyninie lub Sochaczewie. Niechętni zamykaniu nielegalnych obozów byli głównie pracownicy organów administracyjnych niższego szczebla, którzy czerpali z darmowej pracy, korzyści. 

Ponadto, decyzją starostwa powiatowego w Gostyninie, wszyscy Niemcy od pięciu lat wzwyż, bez różnicy płci, winni nosić znak na piersi po lewej stronie w kształcie skośnie ustawionego kwadratu koloru białego o bokach 6 cm z czarna literą „n” w środku o wysokości i szerokości 4 cm i grubości 1 cm. 

Polityka powojenna Polski wobec osób wpisanych na Volkslistę była więc ściśle podporządkowana interesom państwa, a jej głównym celem było przejęcie majątków i ograniczenie wpływu niemieckiej ludności na życie społeczne w Polsce. Osoby wpisane na Volkslistę w kategorii drugiej miały możliwość ubiegania się u władz polskich o rehabilitację oraz przywrócenie polskiego obywatelstwa. Jednak proces ten był utrudniony przez kilka czynników.

Wielu więźniów obozów pracy nie miało świadomości, że mogą złożyć taki wniosek, ponieważ informacja ta była przed nimi ukrywana. Nikt nie był zainteresowany utratą taniej siły roboczej. 

Dodatkową barierę stanowiły wysokie koszty związane z procesem rehabilitacji.

Osoby, którym odmówiono rehabilitacji, traciły prawo obywatelskie, a w konsekwencji były kierowane na rok do obozu pracy. Ich majątki, w tym ziemia i gospodarstwa, przechodziły na własność Skarbu Państwa i były przeznaczane na cele reformy rolnej.

Po wojnie wielu Polaków, w imię sprawiedliwości społecznej, zwracało się z prośbą o przydzielenie gospodarstw poniemieckich. Wnioski te często uzasadniano osobistymi stratami, na przykład śmiercią członka rodziny wysłanego na roboty przymusowe do Niemiec.

Majątki po niemieckich osadnikach cieszyły się dużym zainteresowaniem, szczególnie wśród chłopów małorolnych i robotników rolnych. W przeciwieństwie do niechęci wobec podziału ziem należących do polskich obszarników, przejmowanie poniemieckich majątków odbywało się bardzo chętnie.

Na tereny Secymina i Kazunia, w miejsce dawnych osadników olenderskich, przesiedlono ludność w Wołynia. W wyniku tak dotkliwych działań ze strony polskiej w zasadzie wszyscy dawni osadnicy niemieccy uciekli ze swoich gospodarstw i próbowali dostać się na zachód, często przez zieloną granicę.

Druga wojna światowa zakończyła osadnictwo żydowskie i olenderskie w okolicy Puszczy Kampinoskiej i ogólnie na ziemiach polskich. 

Dziś możemy jedynie powspominać dawnych mieszkańców i dla tego kobietom pragnącym odpoczynku i zanurzenia się w historii polecam Twórczą Przystań pod Lasem w Kromnowie. To miejsce, gdzie w ciepłej, przyjaznej atmosferze, przy smakowitych, domowych potrawach i w otoczeniu wyjątkowych przedmiotów dawnych olenderskich osadników można przeżyć niezapomniane chwile relaksu i inspiracji.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

On Key

Może cię zainteresować

Czym jest decupage lub dekupaż?

Uważa się, że dekupaż dotarł do Europy z Syberii, przez Chiny i w pierwszej kolejności pojawił się we Włoszech. Na Syberii był metodą zdobienia grogów,

Krwawnik pospolity – skarb polskich łąk

Krwawnik pospolity (Achillea millefolium) to roślina powszechnie występująca w całej Polsce. Ta wieloletnia bylina, należąca do rodziny astrowatych, osiąga wysokość od 40 do 80 cm.

Pozwól sobie na chwilę wytchnienia

Seraphinite AcceleratorBannerText_Seraphinite Accelerator
Turns on site high speed to be attractive for people and search engines.